Powodem
mojej aktywności rocznicowej było spotkanie z Joanną Siedlecką. Boleśnie mnie
dotknął sposób potraktowania poety, jako totalnej szmaty. Zrobiłem to
także z poczucia korporacyjnej lojalności i niech mi Tuwim wybaczy, że stawiam
się w jego obronie, ale jeśli nie ma komu, to muszę wystarczyć ja.
Rzeźba głowy Juliana Tuwima w szkole jego imienia w Kobylinie (autor nieznany) |
Na początek artykuł napisany dla Rzeczy Krotoszyńskiej.
Tuwim
w rynsztoku
We wtorek, 23 kwietnia, o siedemnastej w Krotoszyńskiej
Bibliotece Publicznej im. Arkadego
Fiedlera rozpoczęło się spotkanie z
Joanną Siedlecką, autorką wielu książek o polskich pisarzach i poetach. Ten
wieczór był poświęcony w całości Tuwimowi.
Znana
eseistka i reportażystka swoją gawędę o Julianie Tuwimie rozpoczęła od
wygłoszenia tezy, że przed wojną poeta był birbantem, pijakiem, literackim
krezusem i lizał klamki sanacji, a po wojnie nadal był pijakiem, ale tym razem
lizał zupełnie co innego i już zupełnie innej władzy. Potem dowiedzieliśmy się,
że był najbardziej pazernym pisarzem w historii naszego kraju i to do spółki ze
swoją piękną żoną, która się nie uśmiechała do ludzi, bo mogło to spowodować
powstanie zmarszczek.
Na
dodatek Tuwim razem z kolegami ze znanej grupy poetyckiej Skamander trzymał za mordę
cały ówczesny świat literacki, a konkurencję niszczył zjadliwymi paszkwilami
albo wykluczeniem przez pozbawienie możliwości druku.
Jakby
tego było za mało, mówczyni dorzuciła kilka informacji o tym, że Tuwim tak
naprawdę to matki swojej nie kochał i porzucił ją w chorobie, a wiersze, które
o niej i dla niej pisał, to fałsz i totalna nieszczerość.
Oczywiście
prelegentka, co jakiś czas wspominała, że pisał dobrze i wielkim poetą był, ale
to przecież komunał. Lata wojny w swojej opowieści Joanna Siedlecka wdzięcznie
ominęła, chociaż to właśnie wtedy powstają Kwiaty polskie, ale było już
jasne, że nie o twórczość Tuwima tutaj chodziło.
Pisarka
dalej prowadziła heroiczne dzieło odbrązawiania poety i rzucała cytatami, z
których wynikało, że Tuwim Julian był właściwie ciężkim głupkiem, ale budził
podziw, bo pomimo swej głupoty pisał wspaniałe wiersze, jednakże, mimo, że
ładne, to w gruncie rzeczy nic niewnoszące do literatury.
Joanna Siedlecka w krotoszyńskiej bibliotece |
Zapewniam
czytających te słowa, że jest mi niezwykle ciężko referować ową opowieść, tym
bardziej, że to nie był koniec odzierania poety z resztek przyzwoitości.
Pani
Joanna Siedlecka o czasach emigracji Tuwima mówiła krótko i dobitnie; a
chodziło jej o to, że w Ameryce Tuwim pił i żerował na ludzkiej naiwności i
hojności. No a kiedy poeta skażony amerykańską wersją komunizmu wraca do kraju,
gdzie panuje radziecka odmiana tej samej doktryny, nie pozostawia już na artyście
suchej nitki. Po prostu sprzedawczyk, literacka prostytutka, pazerny
dorobkiewicz i tęgi ochlej.
W
sentencji swojej sensacyjnej wersji życia Juliana Tuwima prelegentka
stwierdziła, że umarł za karę, za to, co zrobił, jak żył i jak na koniec pisał.
Potem sformułowała przypuszczenie, że gdyby jednak pożył dłużej, może by jednak
się zrehabilitował, jak inni poeci, którzy dożyli sędziwej starości.
Mogę
tylko domniemywać, że tak odmienny obraz jednego z najważniejszych poetów
naszej współczesności może niejednego czytelnika przyprawić o ból głowy, może
nawet zrodzić pytanie, czy rzeczywiście chodziło o tego Tuwima, którego
znaliśmy dotychczas?
Popularne
powiedzenie mówi, że dobra literatura sama się obroni, a że to prawda,
wystarczy sięgnąć po któryś z tomików Tuwima; pani Joanna Siedlecka ma pełną
tego świadomość i dlatego opowiada nie o jego twórczości, ale o życiu pisarza,
szukając w nim pikantnych szczegółów i tragedii.
Mam
nieodparte wrażenie, że Joanna Siedlecka w całym swoim trudzie zrzucania Tuwima
z należnego mu cokołu nie dała słuchaczom szansy na zrozumienie skomplikowanej
postaci artysty, po prostu pchnęła go do rynsztoku.
Ażeby
przywrócić Państwu równowagę i miarę twórczości poety, na koniec zacytuję
fragment listu Bruno Schultza do Juliana Tuwima z 26 stycznia 1934 roku:
…Gdy Pan przed laty przyjechał do
Drohobycza, byłem na sali, patrzyłem na Pana mściwie i buntowniczo, pełen
ponurej adoracji.(…) Pewne wiersze Pańskie doprowadzały mnie wówczas do
rozpaczy z bezradnego podziwu. Bolało – czytać je powtórnie i za każdym razem
toczyć pod górę tę ciężką bryłę podziwu, która przed samym szczytem leciała w
głąb, nie mogąc utrzymać się na stromej pochyłości zachwytu. Unicestwiały mnie
one, a zarazem dawały upojenie, przeczucie nadludzkich triumfalnych sił,
którymi kiedyś rozporządzać będzie wyzwolony i szczęśliwy człowiek…
/Paweł W.
Płócienniczak/
Wierszyk okolicznościowy, w finale lekko niecenzuralny.
Dedykuję Tuwimowi w czas obchodów Roku jemu poświęconemu.
Spotkanie
z ciekawym człowiekiem ze stolicy
Ze stolicy przybyła na prowincję pani
Co pożeraczką jest czystego rozumu
I teraz tutaj bez żadnych ogródek
Wyrzyga każdy jego ogryzek
Czego nie robi się za pieniądze
Cyrkowe sztuczki językiem złotym
Szczykanie jadem i plucie kwasem
Byle zarobić ciężkie srebrniki
Siedzą w świetlicy młodzi i starzy
I łapią w locie każdą sensację
Pani z Warszawy nic im nie szczędzi
Są popierdułki i sodomy
Spędy pazernych grafomanów
Dziwki i franty z historii wzięte
Byle na smyczy mieć ich uwagę
Nie ważne komu, z kim i dlaczego
Ważne przywalić prosto w mordę
Ważne jest trafić kopem w jaja
To jest dopiero piękne spotkanie
Panie, panowie i znowu panie
Tu się sprzedaje, tu się kupuje
Odejdź malutki, bo cię opluję
A we finale ciche pytanie
O kim mówiła ta jasna pani
O jakimś martwym anonimie
Nie kurwa, o Tuwimie!
/Paweł W. Płócienniczak/